Kiedy zamykaja sie drzwi, otwiera sie okno. Tydzien Polski

2014. 03. 23 | Tydzien Polski

Kiedy zamykaja sie drzwi, otwiera sie okno. Tekst i fot. Piotr Gulbicki.

Swiadomy koncept, podpatrzona sytuacja…- tworcze inspiracje maja rozne zrodla.

– Pamiętam jak w szkole podstawowej, podczas pożegnania zimy i topienia Marzanny wkładaliśmy do butelek marzenia spisane na karteczce i wrzucaliśmy je w nurt rzeki. Ja na swojej napisałam, że chcę zostać malarką – wspomina Maria Kaleta. Napisała i… została. Dziś ma na koncie wiele artystycznych sukcesów, jej prace były wystawiane w różnych miejscach, w różnych krajach.


Śpiewanie, pływanie, wyjazdy nad morze. A także spacerowanie po lesie i uliczkach Londynu z aparatem i szkicownikiem w kieszeni. W wolnych chwilach na brak zajęć nie narzeka. W brytyjskiej stolicy zakotwiczyła w 2004 roku, nad Tamizę przyjechała razem z dwójką dzieci i mężem, który akurat otrzymał kontrakt w firmie inżynierskiej. Miało być na krótko, ale Londyn to specyficzne miasto. Teatry, muzea, galerie… Wydarzenia kulturalne z najwyższej światowej półki. Możliwość bezpośredniego obcowania ze sztuką znaną dotąd z książek, filmów czy opowiadań pobudzało wyobraźnię.
– A jednocześnie twórczość, którą spotyka się tu na co dzień, jest mniej akademicka, z założenia odróżnia się od doskonałości przypisanej mechanizmom. Często jest kreowana przez liczne kultury napływowe, odnosząc się do globalnych zagadnień. Reaguje szybko i spontanicznie wobec zmian, jakie przynoszą bieżące wydarzenia czy artystyczne konfrontacje – mówi Kaleta, która wystawiała swoje obrazy w wielu tutejszych galeriach. Jednak bodaj najbardziej bliskie jej sercu są coroczne, małe wystawy w Holland Parku. Kameralny charakter, długa tradycja. I rosnący z roku na rok prestiż tej imprezy. 


Dzieci Ósmego Dnia
Kępno. 15-tysięczne miasto w pobliżu Kalisza. Bogata historia, mieszanka kultur, religii, narodowości. I specyficzne położenie, na byłym szlaku bursztynowym. To tu w 1282 roku Mściwoj II podpisał dokument, na mocy którego doszło do zjednoczenia Pomorza Gdańskiego z Wielkopolską. 
– Zabytki, piękne krajobrazy, barwna okolica – wylicza Kaleta, wspominając okres dzieciństwa. Tu się wychowała, tu dorastała. W licznej rodzinie. Ciotki – śpiewające i haftujące, dziadkowie – rzetelni rzemieślnicy, wyplatający wiklinę, rzeźbiący proste ozdoby, czytający książki i prenumerujący gazety. A także rodzice – zdolni, ale skupiający się przede wszystkim na zapewnieniu środków do życia; bez szans na wyższe wykształcenie, przypisani do klasy robotniczej i prozy życia. 
– To oni wszczepili nam, dzieciom, zasady wewnętrznej uczciwości, pozwolili na wybór i podążanie własną drogą – podkreśla Maria. Dla niej zawsze najważniejszy był „obraz”, od najmłodszych lat wiedziała, że będzie malarką. Miała sporo szczęścia, spotykając wielu inspirujących ludzi. Takich jak Zdzisław Łakomy, nauczyciel plastyki w szkole podstawowej, a obecnie konserwator malarstwa, który opowiadał o wielkich malarzach, złotym podziale i zasadach kompozycji. Można go było słuchać godzinami, historyczne opowieści rozpalały wyobraźnię.
W tym kierunku poszła. Swój artystyczny warsztat szlifowała w Poznaniu – najpierw w Liceum Plastycznym, a następnie podczas studiów na wydziale malarstwa, grafiki i rzeźby tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Pięć lat intensywnej nauki, poznawanie artystycznych meandrów. Na różnych płaszczyznach. Zajęcia praktyczne, ale też wykłady z psychofizjologii widzenia, technologii malarskiej, kulturoznawstwa. Były też pozaplastyczne fascynacje, głównie teatralne. Szczególną rolę odgrywały Ósemki – odważne, awangardowe, zaangażowane politycznie, przełamujące stereotypy myślenia i wyobraźni, stające w obronie godności człowieka i konsekwentnie broniące jej własnym postępowaniem i wyborem. 
– Uczestniczyliśmy w ich warsztatach, próbowaliśmy swoich sił w scenicznych improwizacjach, z czasem stając się Dziećmi Teatru Ósmego Dnia. Wielkim przeżyciem był dla nas udział w spektaklu „Raport z oblężonego miasta”, z tekstami Zbigniewa Herberta i muzyką Carmina Burana Orfa. Spotykaliśmy się, żeby nie tylko szkolić swoje teatralne talenty, ale też żeby dyskutować i chłonąć intelektualną atmosferę, która nas otaczała. 


Zatrzymać chwilę
Wielka Brytania, Polska, Hiszpania, Portugalia, Bułgaria, Rumunia… Wystawiała w różnych krajach, w różnych miejscach. Wygrywała konkursy, jej prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w całej Europie.
Świadomy koncept, podpatrzona sytuacja, znaleziony przedmiot, szkic, zdjęcie. Jej twórcze inspiracje mają różne źródła, czasami bardzo oryginalne. Tak jak ów pomysł, który wpadł jej do głowy podczas pokazu lotniczego w Farnborough w 2010 roku. Zdjęcie lotniczego silnika Rolls Royce’a, chwila zadumy. Nie miała pojęcia do czego służą te wszystkie rurki i mechanizmy, ale przecież były fascynujące, dowodziły technicznej doskonałości. Fragment silnika stał się punktem wyjścia całego projektu grafik „Multiplication of One Element”, a powielony wielokrotnie tworzył nową jakość, cały czas zachowując swoją pierwotną wartość. 
– Jestem spostrzegawcza i ciekawa świata, praktycznie każdego dnia potrafię dostrzec coś wyjątkowego w otaczającej nas rzeczywistości. I zawsze mam przy sobie szkicownik albo aparat, żeby móc zatrzymać ciekawy kadr bądź intrygujący moment – mówi artystka, podkreślając, że zdarzało się, iż nowy projekt inspirowało silne przeżycie. Takim było np. doświadczenie obcowania z „eksponowanym ciałem ludzkim” podczas niedawnej wystawy „Human Body”. Albo temat „Być czy Mieć” – i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, jak wyglądają te proporcje w naszym indywidualnym przypadku.
– Jedna z moich londyńskich wystaw była pokłosiem pobytu w Rzymie, gdzie miałam okazję skonfrontować swoje poglądy w stosunku do postaw pierwszych chrześcijan, ich wiary i dokonanych wyborów. Na tej bazie powstało około 20 obrazów, sporo rysunków i grafik – opowiada Kaleta, dodając, że są prace, które maluje podczas jednej, kilkugodzinnej sesji. Ale są też i takie, nad którymi pracuje nawet po kilka tygodni. Wszystko zależy od formy, koncepcji, użytego materiału. I artystycznej weny. 


Słuch na kolor
Z domu wyjechała w wieku czternastu lat. Pełna wiary, wyposażona w marzenia – z odwagą, ale zarazem lękiem w sercu. I szybko przylgnęła do bliskich sobie środowisk, pozwalając na to, by kształtowały jej wrażliwość i poglądy. Z Poznania do Kępna jest 3,5 godziny jazdy pociągiem, z częstotliwością kontaktów z rodziną bywało różnie. Zdarzało się, że latem, w okresie licznych plenerów i wydarzeń kulturalnych, wpadała do domu zostawiając kartkę na stole z napisem „Właśnie byłam, nikogo nie zastałam, więc bardzo przepraszam, ale muszę jechać dalej… wrócę… kocham”. I gnała dalej.
Młodzieńcze przygody, noce spędzone przy ognisku, rozmowy do rana. Na różne tematy. Ale malowanie zawsze było w centrum jej zainteresowań, wiedziała, że ma „słuch na kolor”. Pasjonowała ją twórczość Jacka Malczewskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza, ale przede wszystkim Tadeusza Brzozowskiego – za jego smakowanie barw i mistrzowską wiedzą technologiczną. Francisa Bacona podziwiała za rytuał ofiary, zmagania z problemem uczłowieczenia bądź zezwierzęcenia człowieka oraz sięganie do pytań egzystencjonalnych. No i Mark Rotho – z jego głębokim studiowaniem oddziaływania zależności kolorystycznych oraz kompozycyjnych zagadnieniach barwy i światła.
Wielcy mistrzowie, własna twórczość. Świat malarstwa to niezgłębiony ocean. Był jednak czas wyciszenia, kiedy w jej życiu pojawiły się dzieci – wówczas kreatywność wyrażała się na inne sposoby. Był też okres intensywnej współpracy ze studiami graficznymi i wydawnictwami. Maria pracowała na komputerze, projektując, ale też obrabiając kolor. A to niełatwe wyzwanie. Swego czasu siedząc przed monitorem ze znanym alpinistą, Andrzejem Zawadą, pracowali nad zdjęciami zrobionymi w górach, które miały się znaleźć w jego książce o Mount Evereście. Zawada opowiadał jak było na szczycie, opisywał swoje wrażenia. 
– Patrzył i mówił: „Nie, to nie są te kolory! To wyglądało zupełnie inaczej niż na zdjęciu”. A ja tak długo wyszukiwałam barw, aż z radością zawołał: „Tak, teraz to jest to; właśnie tak to wyglądało!”. Robiłam różne czary. Czasami trzeba było np. domalować część twarzy ważnej osoby, bo fotograf akurat ją uciął… 


Żyjąc z pasją
Londyn. Miasto szans i wyzwań, okazji i możliwości. Ale też twardej, bezwzględnej rywalizacji. Maria podkreśla, że żeby zaistnieć na tutejszym artystycznym rynku trzeba ciężko pracować. To podstawa. Jednak na sukces składa się cały splot okoliczności. Trzeba bywać w ważnych miejscach – bo znajomości cały czas są kluczem do kariery, brać udział w konkursach, współpracować z galeriami. Ważny jest również brak kompleksów, otwarcie na innych, tolerancja, otaczanie się życzliwymi ludźmi, życie z pasją.
– Jeśli coś jest warte zrobienia raz, warto to zrobić ponownie. Dlatego szukam różnych rozwiązań, a potem wybieram najwłaściwsze z nich – mówi Kaleta, dodając, że z natury jest optymistką. – Nie boję się wyzwań. Wiem, że jeśli zamykają przed nami drzwi, to zazwyczaj otwiera się okno…
Tekst i fot. Piotr Gulbicki