Bez barier i lęków | Dariusz Dzikowski
2016. 02.02 | Goniec Polski | Napisane przez Goniec.com

To efekt oryginalnych przemyśleń – na temat współczesnych czasów, wielokulturowości, różnorodności życia w wielkiej metropolii. – Zadaję pytanie w jakim miejscu jesteśmy i co to oznacza – mówi londyńska artystka Maria Kaleta.
Malarka, rysowniczka, graficzka. Wystawiała w różnych krajach, na różnych kontynentach. Wygrywała konkursy, jej prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w całej Europie. Jest ukształtowaną artystką, jednak ciągle szuka swojej drogi.
– Niezmiennie ciekawi mnie świat, praktycznie każdego dnia dostrzegam coś wyjątkowego. Przemierzając londyńskie ulice zawsze mam przy sobie szkicownik albo aparat, żeby móc zatrzymać interesujący kadr bądź intrygujący moment – mówi Kaleta.
Testując wrażliwość
The Montage Gallery, londyńska dzielnica Forest Hill. 12 dni, 43 prace. Na wystawę „Identity & Coexistence” składają się cyfrowe, drukowane w różnych technikach grafiki, a także rysunki – wykonane tuszem na papierach przygotowanych ręcznie w Indiach. Wyraziste kolory, język abstrakcji i linie – różniące się kształtem oraz rozmiarem, tworzące ledwo rozpoznawalne ludzkie zarysy.
– Żyjemy w skomplikowanych czasach. W Wielkiej Brytanii na każdym kroku spotykamy się z czymś, co jest dla nas inne. A to prowokuje pytania, testuje wrażliwość, konfrontuje poglądy – wylicza artystka, dodając, że w tym tyglu ras i narodowości zasadnicze znaczenie ma odnalezienie pozytywnych relacji, które budują a nie ograniczają. Warto zadać sobie pytanie o naszą tożsamość i spróbować się określić, by znaleźć ścieżkę do likwidacji barier pomiędzy tym co niezrozumiałe i obce. Zamiast pospiesznie oceniać, trzeba spróbować zrozumieć, co nie oznacza, że musimy wszystko akceptować.
Na to nakłada się jeszcze jeden wątek – ograniczenie naszego życia do świata wirtualnego, niemającego wiele wspólnego z codzienną rzeczywistością. – Wnikamy w to podświadomie. Internet jest ogromną składnicą wiedzy, wobec której stajemy się coraz bardziej bezradni, mamy trudności z selekcją tego, co ważne, co powinniśmy odrzucić, a co zachować i jakiego wyboru dokonać. Ostateczną busolą w tej sytuacji jest nasza świadomość i kręgosłup moralny – mówi Kaleta, podkreślając, że powyższe spostrzeżenia eksponuje w pracach prezentowanych na swojej najnowszej wystawie.
Mechaniczna doskonałość
Świadoma koncepcja, podpatrzona sytuacja, znaleziony przedmiot, szkic, zdjęcie. Jej twórcze inspiracje mają różne źródła. Maria Kaleta w brytyjskiej stolicy zakotwiczyła w 2004 roku, przyjechała tu razem z trójką dzieci i mężem, który otrzymał kontrakt w firmie inżynierskiej. Planowali na krótko, ale londyński duch ma swój niepowtarzalny, wciągający klimat. Wydarzenia kulturalne z najwyższej półki oraz możliwość bezpośredniego obcowania ze sztuką znaną dotąd z książek, filmów czy opowiadań robiły wrażenie.
– Twórczość, którą spotyka się tu na co dzień, jest mniej akademicka, z założenia odróżnia się od doskonałości przypisanej mechanizmom. Często jest kreowana przez liczne kultury napływowe, odnosząc się do globalnych zagadnień. Reaguje szybko i spontanicznie wobec zmian, jakie przynoszą bieżące wydarzenia i artystyczne konfrontacje – charakteryzuje artystka i podkreśla, że swoje obserwacje wyraża językiem linii.
Rysuje charakterystyczne fragmenty postaci bądź przedmiotów oraz kontury, w których uchwycony jest kluczowy rys czy moment. To punkt wyjścia, później, w zaciszu swojej pracowni, buduje nawarstwiające poziomy przenikających się warstw, odtwarzając pęd, ruch i zgiełk, które są codziennym doświadczeniem Londynu.
Bez barier i lęków
Pochodzi z podkaliskiego Kępna. Od dziecka przejawiała artystyczny talent, szlifując go najpierw w liceum plastycznym o profilu wystawienniczym w Poznaniu, a następnie podczas studiów na wydziale malarstwa, grafiki i rzeźby tamtejszej ASP.
Przez lata imała się różnych technik i form artystycznego wyrazu, jednak malowanie zawsze było w centrum jej zainteresowań. Pasjonowała się twórczością Jacka Malczewskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza, a przede wszystkim Tadeusza Brzozowskiego – za jego smakowanie barw i mistrzowską wiedzą warsztatową. Francisa Bacona podziwiała za rytuał ofiary, zmagania z problemem uczłowieczenia bądź zezwierzęcenia człowieka oraz sięganie do pytań egzystencjonalnych. Z kolei u Marka Rothko najbardziej ceni głębokie studiowanie oddziaływania zależności kolorystycznych oraz kompozycyjne zagadnienia barwy i światła.
– Jeśli coś jest warte zrobienia raz, to warto to powtórzyć. Dlatego szukam różnych rozwiązań, a potem wybieram najwłaściwsze z nich – mówi artystka, która brała udział w ponad 150 wystawach, głównie zbiorowych. Swoje prace wystawiała w Polsce, Anglii, Włoszech, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Rosji, Macedonii, Rumunii, Bułgarii. A także na Kubie, w Syrii i USA. Jednak ostatni pokaz w Montage Gallery jest szczególny, szukanie własnej tożsamości i miejsca w otaczającej rzeczywistości to temat ponadczasowy.
– Ludzie przychodzili, oglądali, zadawali pytania. Dla mnie największą frajdę sprawia sytuacja, kiedy człowiek przystaje, popada w zadumę i we własny sposób stara się interpretować to, co widzi. Bo szansą na odnalezienie wewnętrznego ładu jest myślenie, nawet jeśli bywa to trudne. Kiedy czujemy się silni i pewni, nie mamy kompleksów, a wówczas możemy wyjść naprzeciw różnym problemom – z ciekawością, bez barier i lęków…
https://goniec.com/wiadomosci/spoleczenstwo/22006-bez-barier-i-lekow